Forum Izolacja Krosno Odrzańskie Strona Główna
Zaloguj

Albumy warte polecenia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Izolacja Krosno Odrzańskie Strona Główna -> Muzyka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kaban
Odświeża forum co sekunde!!



Dołączył: 12 Gru 2005
Posty: 945
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Center Of The Universe

PostWysłany: Śro 12:15, 30 Kwi 2008    Temat postu:

Rok 1984 w wydaniu Orwellowskim zapisał się w świadomości czytelników jako czas przemożnej kontroli obywatelskiej, czas panowania jedynej słusznej partii wyniszczającej juz w zarodku wszelkie przejawy indywidualizmu. Czas, kiedy ludzkie emocje sprowadzają się wyłącznie do sakralizowania dokonań partii i nienawistnego deprecjonowania nauk imć Goldsteina - głównego i najbardziej zajadłego wroga Partii. I nie bez kozery wspominam o powieści Georga Orwella, gdyż to właśnie ona - a także sytuacja panująca w ówczesnych Niemczech - posłużyła za koncept wydanego - nomen omen - w roku 1984 pewnego albumu. Albumu, który miał okazac się ostatnim przed niemal 9-letnią stagnacją jego autorów. Drodzy Czytelnicy, oto Camel i "Stationary Traveller".
Nie wiem właściwie na co powinienem zwrócić uwagę recenzując niniejszą płytę. "Na muzykę!" - zakrzyknie zapewne jeden z drugim. Rzecz oczywista, na muzykę, ale... No właśnie, za każdym razem, gdy obcuję z owym albumem odnoszę wrażenie, że muzyka to na tej płycie nie wszystko. Jest jeszcze coś, jakaś nieokreślona nić wiążąca autora z odbiorcą, jakieś niesprecyzowane spiritus movens nakazujące na nowo dać się ponieść wyobrażni Latimera i spólki, i jeszcze raz, i znowu, i po raz kolejny... Bez końca. Słuchając łkającej gitary Andy'ego nieomal czujemy pod opuszkami palców chropowatość muru berlińskiego, wzbiera w nas ta sama wściekłość, którą odczuwają kochankowie rozdzieleni owym murem. Cała zawartośc krążka przywodzi na myśl King Crimson z okresu "Beat" i "Three Of Perfect Pair". Ot, najwidoczniej do głosu doszła specyfika lat 80. Ta sama specyfika, która zrodziła manekiny tworzące new romantic, jak i ta determinująca dzieci prog rocka do kontynuowania swej wzniosłej idei. Bo czyż to nie jest piękne? Tworzyć muzykę, która rozrzewni słuchacza i będzie za nim podążała krok w krok. A taką siłę mają dźwięki z recenzowanej płyty Camela.



1. Pressure Points
2. Refugee
3. Vopos
4. Cloak and Dagger Man
5. Stationary Traveller
6. West Berlin
7. Fingertips
8. Missing
9. After Words
10. Long Goodbyes


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kaban dnia Czw 23:58, 25 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poochatch
-pr0-SPAMer-



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chujów swąd

PostWysłany: Sob 16:15, 03 Maj 2008    Temat postu:

Kaban napisał:
spiritus movent


takiego spirytusu jeszcze nie pilem ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poochatch
-pr0-SPAMer-



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chujów swąd

PostWysłany: Sob 16:35, 03 Maj 2008    Temat postu:

Jak to sie stało? Przecież to "nic nowego", "odgrzewany kotlet", "nowe a stare"! Jak to się stało, że ludzie to kupują? Dlaczego brytyjska prasa mainstreamowa rozpływa się na dźwięk nazwy AM niczym lody Koral pod językiem Rabczewskiej, dlaczego prasa niezal nie miesza ich z błotem, tylko traktuje jak wstydliwą przyjemność słuchając cichutko pomiędzy Animal Collective a Maxem Tundrą? Dlaczego co roku zdobywają Brit Awards (i wychodzą po odbiór nagrody przebrani za postaci z krainy Oz)?

Czwórka gówniarzy z Sheffield chyba najmniej wie dlaczego. Chłopaki poszli na wojnę, większość czasu siedzą w oku cyklonu (Lennon: "it`s calmer in the middle") ale przecież burzy nie unikną. Mało tego: sami ją wywołują! Czterech skromnych (zdecydowanie zbyt skromnych i do tego zupełnie nie bezczelnych!) i młodych łebków rozjebała w drzazgi brit-smęt-popową scenę. Czy sprawiły to zaskakująco dojrzałe jak na dwudziestolatka Turnera teksty o dziwkach, wracaniu do domu po imprezie na ranem, walkach z chavsami, wpisujących się w wielkomiejski folklor północnej Anglii jak legenda o Bazyliszku w przedwojenną Warszawę? Kaleczenie gramatyki angielskiej stosownie do rytmiki frazy (she don`t ale he does)? Czy może doskonale skonstruowane niepiosenkowe piosenki oparte na najlepszych riffach jakie UK szłyszało od Tonego Iommy i naprawdę ostrym drivie? Chuj wie. Najważniejsze, że da się przy tym skakać, tańczyć i rozpierdalać wszystko dookoła! Oj wierzcie mi, da się!

Arctic Monkeys - Favourite Worst Nightmare


1. "Brianstorm" 2:50
2. "Teddy Picker" 2:43
3. "D Is for Dangerous" 2:16
4. "Balaclava" 2:49
5. "Fluorescent Adolescent" (Turner/Bennet) 2:57
6. "Only Ones Who Know" 3:02
7. "Do Me a Favour" 3:27
8. "This House Is a Circus" 3:09
9. "If You Were There, Beware" 4:34
10. "The Bad Thing" 2:23
11. "Old Yellow Bricks" (Turner/McClure) 3:11
12. "505" (additional guitars by Miles Kane) 4:13
13. "Da Frame 2R" (Japanese edition bonus track) 2:20
14. "Matador" (Japanese edition bonus track) 4:57


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poochatch
-pr0-SPAMer-



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chujów swąd

PostWysłany: Pią 16:19, 16 Maj 2008    Temat postu:

Kyuss jest wg mnie tym dla amerykańskiej alternatywy lat 90, czym Joy Division był dla gotyku, post i dance-punka oraz popu latach 80! Wiem, odważne. Chwila kontemplacji jednakże może wykazać, że nie jest to tak karkołomne stwierdzenie! W sferze konstrukcji historii obu kapel znajdziemy wiele punktów wspólnych i choć można by powiedzieć "chodzi o to by te plusy nie przysłoniły wam minusów", będę się przy tym stanowisku upierał. Argumenty proszę wysyłać drogą smsową. Zostawmy jednak sprawy wiekopomności, gdyż nie mnie to osądzać.
"Welcome to the Sky Valley" to monolit. Pod każdym względem. Zarówno brzmienia - ściana dźwięku to chyba za mało powiedziane, to jest jakiś Mur Berliński dźwięku - poziomu poszczególnych kawałków i płyty jako całości. Jest chłodno i bez emocji. Nie! Wróć! Jest pozornie bez emocji! Matematyczna struktura kompozycji, zegarmistrzowska precyzja w pracy sekcji i monumentalne gitary (radzę słuchać głośno, bardzo głośno!) w połączeniu z wrzeszczanym wokalem Homme`a i solówkami, które nie są właściwie solówkami, oraz quasi bluesowymi smaczkami daje... monolit... zimny monolit. To jest po prostu dobre słowo!
Problem w tym, że te emocje nie są namacalne. One są, ale gdzieś tam ukryte, jakieś takie podskórne, jak moment zaraz przed orgazmem! Do orgazmu nie dochodzi... i to jest największa zaleta płyty! Dudniący bas wierci dziurę w żołądku, ale nie przewierca go na wylot. Trzęsienie ziemi, ale ledwo wyczuwalne. Niesamowite! I znów kłania się Joy Division. Może to jak trafić kulą w płot, ale powiem, że Kyuss działa na podobnej zasadzie jak JD, nie ma w nim co prawda nihilizmu i mroku Iana Curtisa, ale "Welcome..." brzmi trochę jak trawestacja "Closer" po dziesięcioletniej przemiałce najbardziej kiczowatej dekady naszych czasów. I choć kiczu nie ma tu ani krztyny to w zamian dostajemy nieco dekadencji (lekką nutkę?) i kawał mięsistego stonerowego grania!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zibi
Dziecko NEO



Dołączył: 16 Gru 2005
Posty: 1429
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 65 razy
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: house full of pain

PostWysłany: Nie 0:23, 18 Maj 2008    Temat postu:

No wiadomo, ze plyciwo kopie dupe, ale Blues for the Red Sun chyba ciut lepsza, choc w sumie to sam nie wiem ; ) Poza tym to Garcia jest na wokalu, nie Homme ; p

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Zibi dnia Nie 0:28, 18 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poochatch
-pr0-SPAMer-



Dołączył: 13 Sty 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: chujów swąd

PostWysłany: Nie 12:00, 18 Maj 2008    Temat postu:

Zibi napisał:
Poza tym to Garcia jest na wokalu, nie Homme ; p

rzeczywiscie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wizardscrown
Forumowe nic :P



Dołączył: 25 Sie 2008
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Pon 22:35, 25 Sie 2008    Temat postu:

Katatonia // discouraged ones ( mi tam jest wart polecenia )

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaban
Odświeża forum co sekunde!!



Dołączył: 12 Gru 2005
Posty: 945
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Center Of The Universe

PostWysłany: Sob 14:14, 30 Sie 2008    Temat postu:

Rozmach, patos, statystyki przyprawiające o zawrót głowy (transmisja na żywo do 65 państw, 500 000 tysięcy osób pod sceną), nagłośnienie i wizualizacje za sprawą których nawet największy malkontent rozdziawiłby usta w niepohamowanym zachwycie. A wszystko to za sprawą jednego człowieka - gigantomana, muzycznego narcyza, zadufanego w sobie zamordysty. Rogera Watersa, moi drodzy. Tak, tego samego, który wygłosił był swego czasu (bodaj w 1983) słynne bluźnierstwo: "Pink Floyd to ja". Cóż, dzieło, którego recenzję pokusiłem się nieniejszym wysmażyć, pokazuje, że sprawy mają się nieco inaczej, niż zwykł uważać pan Roger...
Rok 1990 zrodził w głowie Watersa iście szalony pomysł. W 11 lat po premierze słynnej jak świat długi i szeroki rock opery "The Wall", postanowił on bowiem własnymi siłami raz jeszcze zaprezentować swe opus magnum. I tak oto na Potsdamer Platz w Berlinie (gdzie jeszcze jakiś czas wcześniej wznosił się w swej betonowo-żelaznej posępności znienawidzony mur) zorganizowano to niebotyczne przedsięwzięcie, nadając mu nowy, nie tylko antywojenny, ale i antysocjalistyczny wymiar.
Koncert rychło został wydany na kasecie VHS oraz kompakcie ku uciesze gawiedzi.
Tyle jeśli chodzi o genezę, czas przyjrzeć się wydawnictwu. Już zapoznanie się z listą ości, biorących udział w koncercie, może robić wrażenie. Kogóż my tu nie mamy?! Sinéad O'Connor, Cyndi Lauper, Paul Carrack, Van Morrison. Nawet glamrockowcy ze Scorpions stawili się na miejsce. Tyle że - jak ze zbyt dużą ilością przypraw bywa - można puścić wyjątkowo nieapetycznego bełta. Niezbyt się ta swoista selekcja Watersowi udała. Scorpions - jak to na showmanów przystało - wpadli, odbębnili "In The Flesh?" i tyle ich było widać. Dalej także jest całkiem przyzwoicie. Zgrzyty rozpoczynają się jednak wraz z pierwszymi nutami największego bodaj przeboju Floydów. "Kolejna cegła w murze" w wykonaniu Cyndi Lauper to bowiem naprawdę produkt o iście rzygliwej proweniencji. Cyndi miota się po scenie w mundurku szkolnym (zrywając przy tym czarny staniczek) niczym clown, w pewnym momencie nawet jeden z gitarzystów - Rick DiFonzo - wydaje się być zdezorientowany. Solówka - wiadomo, poprawnie, lecz to nie Gilmour, nie ta liga. Dalej jest już na szczęście coraz lepiej, a to głównie za sprawą mistrza ceremonii, czyli Watersa. Można zarzucać mu naprawdę wiele, ale co jak co - po mistrzowsku potrafi zaprezentować płynące z dzieła emocje. Krzyczy, gestykuluje, miota się wśród z wolna ustawianego muru. W "Mother" dyryguje nawet duetem z The Band - profesjonalista pełną gębą. No właśnie, "Mother". Sinéad O'Connor to naprawdę genialna dziewczyna, abstrahując od jej specyficznego i nieco przereklamowanego wizerunku. Jej geniusz bowiem to nic innego, jak umiejętności wokalne. Z lekka zadumana czy może raczej nieśmiała, samotna na tle cegieł... Kolejny jasny punk tego wydawnictwa.
Całej płyty opisać nie sposób (zaznaczę tylko, iż jej wykonanie raczej nie odbiega od oryginału). Pragnę jednak zwrócić uwagę na trzy kompozycję. "Young Lust"... Ooo, i tutaj Waters popisał się niesłychaną intuicją. Bryan Adams zaprezentował wspaniałe umiejętności wokalne, jego chropowata barwa głosu doskonale sparowała się ze śpiewanym tekstem. W mej skromnej opinii całośc brzmi nawet lepiej, niż oryginał. "Comfortably Numb". Szczerze? Doskonały przykład spartolenia cudownego kawałka. Nie wiem co Van Morisson myślał podczas wykonywania tego numeru - śmię twierdzić, iż scenę pomylił z łazienką, a mikrofon - z maszynką do golenia. Jedna wielka kupa, syf, kiła i w ogóle żyć mi się odechciewa jak to słyszę. Solówki - patetyczne, monumentalne, naprawdę świetna robota (zwłaszcza ukochany rzemieślnik Snowy White wykazał się wspaniałymi umiejętnościami). No tak, wszystko ładnie, ale... Kurwa, znów brakuje Gilmoura!
Czas na prawdziwy rodzynek, światłość przebijającą się przez wyrwy w Murze. Na scenę wkracza bowiem Paul Carrack, kamery ukazują ukonczony już mur, zza cegieł dobywa się ciepły głos... Ludzie, to, co ten facet zrobił z "Hey You" zasługuje na szczególne wyróznienie. Przyodziany w przyciasną koszulę, za wszelką cenę starający się nie spoglądać na Mur, zdeprymowany, zawstydzony... a jednak genialny. Prawdziwa lekcja interpretowania i obcowania z pięknem (Van Morrison słysząc Carracka winien wyjebać się na plecy).
Podsumowania nie będzie, miejsca brak a i sensu więkiszego w tym nie widzę. Widowisko naprawdę zachwycające, pomimo kilku zgrzytów. Ot, "The Wall" w odcieniach szarości, z posmakiem whisky na języku. W skali dziesięciostopniowej zamierzałem przyznać mocną 6. Jednak... No właśnie... Carack zrobił swoje. 7, moi drodzy.

PS I tylko reszty Floydów brakuje do szczęścia.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kaban dnia Czw 19:02, 11 Gru 2008, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaban
Odświeża forum co sekunde!!



Dołączył: 12 Gru 2005
Posty: 945
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Center Of The Universe

PostWysłany: Sob 21:30, 30 Sie 2008    Temat postu:

Pozostańmy jeszcze przez chwilę u boku Rogera Watersa, przy odrobinie szczęścia być może uda nam się zapomnieć o przeszłości, o niechlubnych ekscesach, być może uda nm się oderwać zachłanne palce od etykietki Pink Floyd, być może zawędrujemy do krainy zaklinacza demonów, pogrążymy się w słodkim letargu, wiedząć, iż nic złego nas nie spotka. Wszak to tylko sen...
Wydany w roku 1984 krążek "The Pros and Cons of Hitch Hiking" dotyczy właśnie sennych eskapad Watersa. W ciągu 42 minut odbywamy niezwykle kameralną podróż w kolejne fazy nocnych fantazji - począwszy od godziny 4:30 a skończywszy 5:11 - i nie bez kozery, rzekomo to właśnie w tym przedziale człowiek tkwi w najbardziej abstrakcyjnej fazie snu, obfitującej w liczne kolaże fragmentów zapamiętanej rzeczywistości z fantasmagoryczną arabeską. A sny samego Watersa? Cóż, są one swoistym przeglądem kontaktów podmiotu lirycznego z płcią piękną (vide sugestywna okładka). Pod względem muzycznym album jest naprawdę wyjątkowy - to niejako fuzja Cohena, swingu, makabrycznej operetki, muzyki filmowej i smętnego bluesa. Wszystko to - jakby jeszcze było malo - zalatuje naleciałościami swoistego słuchowiska. Rzecz jasna gdzieś tam pobrzmiewają nieśmiało echa Floydów, głównie z czasów "The Final Cut", co raczej nie powinno dziwić (ostatni labum z Watersem został wszak wydany rok wczesniej). Cała ta mieszanka stylistyczna stanowi danie nader smakowite, okraszone nader aromatycznimy przyprawami - Eric Clapton śmigający po gryfie swej gitary, Andy Newmark bębniący w niezwykle wyważony, apetycznie oszczędny sposób, cudowne partie saksofonu co i rusz gawędzącego z pianinem i hammondami. Ach, dane nam będzie także nacieszyć ucho wybornymi chórkami, które w mej sakromnej opinii zasługują na szczere uznanie. A sam Waters? Cóż, Waters czuje się w tak wspaniałej otoczce, niczym ryba w wodzie. Tajemniczy, z lekka oniryczny głos przechodzi w histeryczny śmiech szaleńca, innym razem władczy ton zamordysty przechodzi w nęcący szept... Ten facet naprawdę ma smykałkę do interpretacji tekstów (jakże intrygujących!).
Panie Waters, chyba warto byłoby czasem spojrzeć za siebie, np do roku 1984. Zwłaszcza, że nęci pan nowym albumem, oj nęci. Cóż, nawet jeśli nie uda się panu wznieść na wyżyny... zawsze będzie można powrócić do sennych marzeń. Jest pan zdecydowanie bardziej intrygujący, gdy pan śpi.



"4.30 A.M. (Apparently They Were Travelling Abroad)" – 3:12
"4.33 A.M. (Running Shoes)" – 4:08
"4.37 A.M. (Arabs With Knives and West German Skies)" – 2:17
"4.39 A.M. (For the First Time Today, Pt. 2)" – 2:02
"4.41 A.M. (Sexual Revolution)" – 4:49
"4.47 A.M. (The Remains of Our Love)" – 3:09
"4.50 A.M. (Go Fishing)" – 6:59
"4.56 A.M. (For the First Time Today, Pt. 1)" – 1:38
"4.58 A.M. (Dunroamin, Duncarin, Dunlivin)" – 3:03
"5.01 A.M. (The Pros and Cons of Hitch Hiking, Pt. 10)" – 4:36
"5.06 A.M. (Every Strangers' Eyes)" – 4:48
"5.11 A.M. (The Moment of Clarity)" – 1:28


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GanJa
-pr0-SPAMer-



Dołączył: 10 Kwi 2006
Posty: 447
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Koniec Świata

PostWysłany: Pią 18:34, 12 Wrz 2008    Temat postu:

Ten dzień nadszedł…Ponad 5 lat po premierze ostatniego albumu studyjnego - “St.Anger” - nadszedł moment, gdy nowe "dziecko" Metalliki ujrzało światło dzienne. Ooo tak! Dzisiaj miała miejsce światowa premiera kolejnego albumu Metalliki "Death Magnetic". Choć okładka płyty nie jest powalająca, chociaż mnie się nawet podoba a sam tytuł jest nieco "wieśniacki" jak na taki zespół jak Metallica to ten krążek mnie nie zawiódł. Po przesłuchaniu kilku pierwszych utworów z tej płyty poczułam wyraźnie powiew Starej Metalliki. Ten album jest o niebo lepszy od jego poprzednika. Ojciec Larsa Ulricha po usłyszeniu kilku utworów z nowej płyty w studio jakiś czas temu stwierdził "To brzmi jak Metallica" i ja stwierdzam to samo to brzmi jak prawdziwa Metallica.

"Jest tu wszystko - szybkie kawałki, wolne, melodyjne i hardcorowe. Pod względem dynamiki, utwory przypominają nasze pierwsze nagrania." Lars Ulrich o nowej płycie, rzeczywiście klimacik zblizony do tego jaki był na ich pierwszych płytach, to dobrze Smile

Mi się podoba. No i pojawiło się "The Unforgiven III" to już mamy trzy do kolekcji ;p. Tylko te pianino na początku wydaje się takie "niemetallikowe" ale i tak fajne.



1.That Was Just Your Life
2.The End Of The Line
3.Broken, Beat & Scarred
4.The Day That Never Comes
5.All Nightmare Long
6.Cyanide
7.The Unforgiven III
8.The Judas Kiss
9.Suicide & Redemption
10.My Apocalypse


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaban
Odświeża forum co sekunde!!



Dołączył: 12 Gru 2005
Posty: 945
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Center Of The Universe

PostWysłany: Pią 20:28, 12 Wrz 2008    Temat postu:

Będę szczery - wiele sobie obiecywałem po tej płycie, zwłaszcza w świetle jakże patetycznych wypowiedzi członków zespołu. I co? Ano o kant tyłka rozbić te górnolotne zapewnienia! Brzmienie jak z Master of Puppets? Jasne... Może to z lekka zalatuje totalna ignorancją, lecz gdy usłyszałem Cyanide klepane na koncertach niczym babka z piasku tudzież taki hicior, jak The Day That Never Comes okraszony nader "oryginalnym" teledyskiem, nie chce słuchać tego albumu. Może kiedyś,z pewnością, gdy opadna emocje związane z nowym wydawnictwem.

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chudzi_aty
Początkujący Forumowicz



Dołączył: 15 Sty 2006
Posty: 146
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z twojej starej:)))

PostWysłany: Nie 13:43, 14 Wrz 2008    Temat postu:

Na moje zarabisty album, super fajna energia, dobre brzmienie, ciekawe riffy. Wszystkie zle opinnie wynikaja z tego ze dla niektorych metallica skonczyla sie po kill'em all i nie potrafia posluchac co nowego ma do zaproponowania ten zespol, to tylko moja opinia Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaban
Odświeża forum co sekunde!!



Dołączył: 12 Gru 2005
Posty: 945
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Center Of The Universe

PostWysłany: Pią 19:33, 26 Wrz 2008    Temat postu:

Z tym brzmieniem raczej bym nie przesadzał. Metallica jest jak dla mnie jednym tych zespołów, które błyszczą/ błyszczały - oprócz świetnych kompozycji - także doskonałą produkcją albumów. Cóż, nowa płyta jest pod tym względem niewiele lepsza od sławetnego St. Anger. Kartonowa perkusja, płaskie niczym naleśnik gitary, dudniący bas... Może wymagam zbyt wiele, ale fakt faktem Metallica jest klasa samą dla siebie i postawiła poprzeczkę na tyle wysoko, bym czepiał się pewnych kwestii. Co do samego materiału, po pierwszym przesłuchaniu jest naprawdę nieźle... Byłoby świetnie, uroczo i ogólnie miód malina, gdyby płytę tę wydał zespół o mniejszym stażu, mniejszych osiągnięciach. Lecz wydała to TA WIELKA METALLICA, dlatego też jest "tylko" nieźle...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kaban dnia Sob 11:43, 27 Wrz 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaban
Odświeża forum co sekunde!!



Dołączył: 12 Gru 2005
Posty: 945
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Center Of The Universe

PostWysłany: Pią 22:54, 26 Wrz 2008    Temat postu:

I tak oto w ten mroźny wrześniowy wieczór pragnę zrecenzować kolejne koncertowe dvd. Kilka miesięcy temu zaszył się w mym odtwarzaczu pewien power metalowy band rodem z USA. Zaszył się i wyjść nie może. Mam być szczery? Wcale mnie ten fakt nie deprymuje, a niech siedzą, na zdrowie. Bowiem wielkim zespołem są. I basta!
Kamelot, bo o nim mowa, to zespół dość specyficzny. Ich muzyka to power metal pełną gębą ze smakowitymi elementami symfonicznymi etc. I choć pochodzą z gorącej Florydy, ich muzyka jest bardziej skandynawska niźli... skandynawscy powermetalowcy. Ewenement. Nie ma tu jednak bajdurzenia o smokach, wikingach i tego typu smaczkach; nie ma utworów granych na jedno kopyto, byle szybciej, nie ma heroicznych zaśpiewów w nazbyt wysokich rejestrach na szympansią modłę. Tego wszystkiego nie uświadczymy. Bowiem Kamelot tworzy muzykę – rzekłbym – nader dostojną, wysmakowaną i przede wszystkim inteligentną. Mięcho w riffach, świetne teksty inspirowane głównie dorobkiem romantyzmu, pełen profesjonalizm kompozycyjny i wykonawczy. A przede wszystkim niepowtarzalny, chwytający za trzewia klimat snujący się między dźwiękami.
Wszystkich elementów kamelotowego grania możemy posmakować na opisywanym wydawnictwie – i to w dawkach wysoce satysfakcjonujących. Sam koncert, zarejestrowany na potrzeby dvd, odbył się w roku 2006 w norweskim Oslo. Występ zaliczany jest do europejskiej odnogi trasy promującej album „The Black Halo” (album świetny, jeśli ktoś miałby mnie pytać o opinię). Miejsce, jakie obrał sobie zespół na nagranie, było strzałem w dziesiątkę. Rockefeller – bo taka nazwę nosi wspomniany klub – doskonale nadaje się do tego typu przedsięwzięć. Niezbyt duży, dzięki czemu publiczność (i to jaka publiczność!), obcuje z kapelą w kameralny, nieomal intymny sposób.
Co do samego koncertu. Szlagier goni szlagier, przebój za przebojem, toż to nic innego, jak swoisty przegląd hitów koncertowych wyjadaczy z Florydy. Kilku naprawdę świetnych utworów zabrakło mimo wszystko w setliście, ale i tak uważam ją za nader smakowitą. Po klimatycznym intro następuje prawdziwy szał energii. Toż to „The Black Halo” ze swym wgniatającym w fotel riffem. Chwilę później... Cholera, „The Edge of Paradise”. A zaraz po nim utwór, który doprowadza mnie do obłędu. „Center of the Universe”. Pozostawię ten kawałek bez komentarza, ocierając płynącą z wolna łezkę. Nie zabrakło także „Forever” – kolejnego wymiatacza, będącego de facto wariacją na temat jednej z kompozycji Edvarda Griega. Nie ma sensu opisywać reszty utworów, ich wykonanie jest powalające.
Jak to na dvd przystało, nie zabrakło także niespodzianek. Mamy kilku szacownych gości (w tym wokalistkę kapeli Epica). Świetna sprawa. Jednak w mej opinii najjaśniejszym punktem tego koncertu jest wokalista – Roy Khan, który przejął podczas występu rolę trubadura, natchnionego barda. Ten facet żyje utworami granymi przez zespół. Jego pasja wykonawcza – tak jak i w przypadku całej kapeli – jest powalająca. Poza tym ma doskonały kontakt z publicznością, nie drze się jak kretyn, nie rzuca debilnymi fuckami, arghami czy innymi shitami. Jest sympatyczny, grzeczniutki niczym chłopak z sąsiedztwa, kumpel do piwa i miłej gawędy.
Reasumując, wydawnictwo jest naprawdę wyborne. Osoby znające Kamelot – tak jak autor niniejszej recenzji – mogą bez przeszkód ślinić się podczas oglądania owego koncertu, płakać, drzeć się w niebogłosy, machać czerepami jak opętani, szeptać: „Jakie to piękne, urocze, o bogowie”. Cała reszta być może zainteresuje się Kamelotem właśnie poprzez niniejsze dvd. A jak już się zapozna... To sobie razem pośpiewamy, ot co.

If the war by heavens gate released desire
In the line of fire someone must have known
That a human heart demands to be admired
Cause in the Center of the Universe
We are all alone

PS Nie będę pisało takich pierdołach, jak jakośc dźwięku i obrazu, gdyż to chyba oczywiste, iż są na naprawdę wysokim poziomie.



"Intro: Un Assassinio Molto Silenzioso"
"The Black Halo"
"Soul Society"
"The Edge of Paradise"
"Center of the Universe"
"Nights of Arabia"
"Abandoned"
"Forever"
"Keyboard solo"
"The Haunting (Somewhere in Time)"
"Moonlight"
"When the Lights Are Down"
"Elizabeth (parts I, II & III)"
"March of Mephisto"
"Karma"
"Drum solo"
"Farewell"
"Curtain Call/Outro"


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kaban dnia Sob 23:21, 11 Paź 2008, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GanJa
-pr0-SPAMer-



Dołączył: 10 Kwi 2006
Posty: 447
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Koniec Świata

PostWysłany: Sob 9:20, 27 Wrz 2008    Temat postu:

Kaban napisał:
Z tym brzmieniem raczej bym nie przesadzał. Metallica jest jak dla mnie jednym tych zespołów, które błyszczą/ błyszczały - oprócz świetnych kompozycji - także doskonałą produkcją albumów. Cóż, nowa płyta jest pod tym względem niewiele lepsza od sławetnego St. Anger. Kartonowa perkusja, płaskie niczym naleśnik gitary, dudniący bas... Może wymagam zbyt wiele, ale fakt faktem Metallica jest klasa samą dla siebie i postawiła pooprzweczkę na tyle wysoko, bym czepiał się pewnych kwestii. Co do samego materiału, po pierwszym przesłuchaniu jest naprawdę nieźle... Byłoby świetnie, uroczo i ogólnie miód malina, gdyby płytę tę wydał zespół o mniejszym stażu, mniejszych osiągnięciach. Lecz wydała to TA WIELKA METALLICA, dlatego też jest "tylko" nieźle...


POPRZECZKĘ !jeśli już ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaban
Odświeża forum co sekunde!!



Dołączył: 12 Gru 2005
Posty: 945
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Center Of The Universe

PostWysłany: Sob 11:44, 27 Wrz 2008    Temat postu:

Wybacz, pisałem w pośpiechu. Już dokonałem korekty.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wrotek
Pysiaczek



Dołączył: 22 Gru 2006
Posty: 424
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Epping Forest

PostWysłany: Sob 17:28, 27 Wrz 2008    Temat postu:

ojej Gandzia to straszne, jak Damian mógł zrobić taki błąd. Napewno przez to miałaś olbrzymie trudności ze zrozumieniem, ale nie ma co się martwić, już poprawił i jest dobrze Smile Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzaros
Moderator Specjalny



Dołączył: 11 Gru 2006
Posty: 934
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: czikago

PostWysłany: Sob 22:36, 27 Wrz 2008    Temat postu:

pawel, pisze sie - na pewno - a nie napewno, prosze dokonaj korekty bo razi mnie ten blad;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wrotek
Pysiaczek



Dołączył: 22 Gru 2006
Posty: 424
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Epping Forest

PostWysłany: Nie 9:15, 28 Wrz 2008    Temat postu:

oj jaki ja niedoedukowany, wybaczcie moją nieudolność w poprawnym pisaniu wyrazów, dzięki wam wiele się nauczyłem. Ha ha, ale jestem bezczelny i wiem o tym bardzo dobrze i jakoś nie jest mi z tym źle. Nigdy nie lubiłem Metalliki, nie wiem czym się ludzie zachwycają, wszystkie kawałki nudzą już po pierwszej minucie, bo wiadomo co będzie dalej. AA to te wyjebane solówki, mistrzowska gra perkusisty, który jest najlepszy tak zajebisty, że jego spojrzenie tnie diament, a wokal jest taki jakby miał zamiast języka wielki ząb. Jedyne co fajne to basista, koleś ma zajebisty wizerunek i to co robi, robi mistrzowsko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaban
Odświeża forum co sekunde!!



Dołączył: 12 Gru 2005
Posty: 945
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Center Of The Universe

PostWysłany: Nie 11:34, 28 Wrz 2008    Temat postu:

Perkusista jest akurat strasznym cieniasem... Przyznają to nawet niektórzy fani zespołu.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kaban dnia Nie 11:39, 28 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Izolacja Krosno Odrzańskie Strona Główna -> Muzyka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Następny
Strona 9 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin